Recenzja wyd. DVD filmu

Na przedmieściach (1996)
Richard Linklater
Giovanni Ribisi
Nicky Katt

Film nie jest zły, ale...

Richard Linklater to nazwisko, które warto zapamiętać. Nie tylko dlatego, że przed paru laty nakręcił film "Przed wschodem słońca", którym oddał hołd Kieślowskiemu. Ciekawa jest jego droga do
Richard Linklater to nazwisko, które warto zapamiętać. Nie tylko dlatego, że przed paru laty nakręcił film "Przed wschodem słońca", którym oddał hołd Kieślowskiemu. Ciekawa jest jego droga do kina i sposób, w jaki zaznaczył swą obecność. Nie chodził do szkoły filmowej, nie praktykował w wielkiej wytwórni. Był robotnikiem na polach naftowych Zatoki Meksykańskiej, który interesował się kinem. Kiedy pasja filmowania stała się silniejsza od konieczności zarobkowania, porzucił naftę i wyjechał do Austin w Teksasie. Tam założył towarzystwo filmowe i zaczął kręcić filmy. Po czterech latach prób w 1991 roku przedstawił pełnometrażową fabułę "Slacker" (Próżniak), po której zawrzało. Po pierwsze dlatego, że nikt nie spodziewał się, że w Ameryce może powstać interesujący film poza Hollywood czy Nowym Jorkiem. Po drugie dlatego, że Linklater dobitnie pokazał zdobywczym yuppies, że depcze im po piętach pokolenie młodszych braci - kończących szkoły nastolatków, dla których po prostu nie ma miejsca na ziemi. Ktoś tę grupę społeczną nazwał "generacją X", wkrótce okazało się, że Linklater jest najdoskonalszym kronikarzem tego pokolenia - analitycznym, wnikliwym, współczującym, ale i, kiedy trzeba, ironicznym: określenie "slacker" weszło do potocznego języka. Po "Slackerze" pojawiła się "Uczniowska balanga", potem wspomniane "Przed wschodem słońca", wreszcie "Na przedmieściach". Jeden temat, jeden typ bohatera - dwudziestolatek zawieszony między dzieciństwem i dojrzałością - ale o filmach Linklatera nie przestaje się mówić. Pierwsze filmy mimo socjologicznej wagi tematu balansowały na granicy komedii, "Przed wschodem słońca" było liryczne, "Na przedmieściach" to już znacząca zmiana tonu. Film mroczny, ponury, owszem, miejscami zabawny, ale nie ma mowy o śmiechu. Ta zmiana tonacji jest niejako naturalna: cóż, młodzi kończą szkołę ("Uczniowska balanga"), ruszają dookoła świata ("Przed wschodem słońca"), wreszcie nadchodzi pora, kiedy zrozumieją, że nie ma na co czekać. Ten moment został uchwycony w "Na przedmieściach". Dla bohaterów tego filmu czekanie nie oznacza już oczekiwania na cokolwiek, stało się stylem bycia. A uświadomienie sobie, że jest równoznaczne ze stratą czasu i samoskazywaniem się na alienację, rodzi agresję. Co będzie dalej, łatwo się domyślić: przemoc, rasizm, destrukcja, może nawet autodestrukcja. Tym razem Linklater nie skorzystał ze swego scenariusza, sięgnął po tekst sztuki Erica Bogosiana ("Rozmowy radiowe"), ale akcję osadził w rodzinnym Teksasie. Prowincjonalny temat na prowincjonalne kino? Bynajmniej, wystarczy przypomnieć, że co trzeci tegoroczny absolwent polskiej szkoły czy uczelni nie znajdzie pracy. Generacji X nie trzeba szukać za oceanem, ona jest tutaj, na miejscu. Tyle że nasi filmowcy o rodzimych "slackerach" filmu nakręcić nie potrafią.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones