On czerpie prawdopodobnie psychiczną satysfakcję z torturowania swoich bohaterów. W "Pi" po raz kolejny skazuje głównego aktora przedstawienia na nicość i otchłań własnych obsesji. W "Łabędziu" to był balet, w "Zapaśniku" naparzanie się w ringu, "Requiem" to było uzależnienie. Ludzie skazani przez swoje lęki, nieumiejętność funkcjonowania w społeczeństwie, lądują gdzieś na peryferiach zdrowego rozsądku, i tam nie ma dostępu do prawdziwej rzeczywistości. I jak kończą? W odmętach własnych pragnień, gubią sens swojej krucjaty, by ostatecznie pozbawić siebie szansy na radość z życia. Smutne portrety szalonych ludzi.
O ile obejrzałem film do końca, to głównemu bohaterowi udało się "naprawić". Ostatnia scena ukazuje nam Maxa, który cieszy się z łagodnych promieni światła opadających na liście drzew, zamiast widzieć w nich ciąg Fibonacciego.
Nie mogę się z Tobą zgodzić, że bohaterzy jego filmów gubią prawdziwą rzeczywistość. Nina przez cały film dorastała pod względem psychicznym, próbowała się uwolnić z mentalnego więzienia. I pomimo tego, że umierała na scenie, to jej ostatnie słowa brzmiały: "udało mi się!". Oznaczało to, że w końcu do jej psychiki dotarło, że była przez całe swoje życie dzieckiem molestowanym przez swoją matkę, ofiarą i wreszcie udało jej się przeciwstawić.
Zapaśnik także nie kończy się tragiczną sceną. Cohen zostawił wolną furtkę dla wszelkiego rodzaju domysłów.
O wiele bardziej pasującym filmem do Twojego toku myślenia jest Źródło, gdzie żona głównego bohatera umiera zaraz przed wynalezieniem lekarstwa.
Z mojego punktu widzenia, samo doczłapanie bohaterów Aronofsky'ego do miejsca, gdzie faktycznie stawiają samych siebie przed faktami dokonanymi- przez co wreszcie zdają sobie sprawę ze swojej choroby - jest wydarzeniem mimo wszystko dramatycznym. Osiągają spokój dopiero po całkowitym samozniszczeniu. Nie są w stanie odnaleźć siebie wtedy, kiedy mają jeszcze szansę na zdrowe funkcjonowanie w społeczeństwie. I wydaje mi się, że nawet pojednanie ze swoimi ambicjami, zrozumienie ich, wybaczenie,przychodzi w chwili, gdy próby naprawy błędów są niemożliwe.
A wracając do "Zapaśnika" - masz rację, interpretacja ostatniej sceny może odbyć się na kilkaset sposobów. Ale ponieważ, Randy zostawił córkę, odrzucił szansę na prawdziwą miłość, wreszcie wybrał ring i ryzyko związane z walką,znowu mam powód, by domniemać, że podobnie jak Nina zginął. W "Pi" scena śmierci nie została pokazana, ale znowuż...czy wyobrażasz sobie, że tej wiertarki Cohen nie użył?
Może moja logika jest mroczniejsza, bo też jestem raczej odbiorcą, który w szczęśliwe zakończenia nie wierzy. Moglibyśmy poświęcić temu wiele godzin, i być może wcale nie zbliżylibyśmy swoich punktów widzenia nawet o centymetr. Dowolność interpretacji to nasz przywilej. Szanuję Twoją, ale zostaje przy swojej. ;)